Mistrz Fung oprowadził mnie po świątyni. Była duża i ładna, kilka budynków, a w jednym trzymane są te Wu.
-Mistrzu, a jak nazywa sie to Wu?-zapytałam gdy odkładałam przedmiot.
-To szkicownik Domoczi. Sprawia że narysowane rzeczy stają się prawdziwe. Niezbyt przydatne Wu, bo by go używać trzeba dobrze rysować.- popatrzyłam na notes. Zaśmiałam się i poszłam do swojego boksu. Przebrałam się w białe leginsy i czerwoną bluzkę, a do tego czarne półbuty. Własnowolnie w życiu bym tego nie założyła, ale jak trzeba to trzeba.
-Lisa obiad!-zawołał Omi.- wstałam i poszłam do jadalni. Wszyscy już jedli. Koło Kimiko stał talerz, zapewne moje miejsce. Usiadłam i wzięłam do rąk pałeczki i zaczęłam jeść ryż. Jadłam spokojnie i wolno w przeciwieństwie do innych, oni pochłaniali jedzenie bez końca. W pewnej chwili Dojo podskoczył.
-NOWE SHEN-GONG-WU!- krzyknął. Nawet nie pytałam.- Wilczy sztylet, dzięki niemu można zmieniać się w wilkołaka.- Witaj "Sago Zmierzch, księżyc w nowiu".
-Idziemy!- krzyknęli wszyscy i pociągnęli mnie za sobą. Staliśmy przed budynkiem.
-Idziemy się przebrać.- Dzięki Ci Panie! Pobiegłam czym prędzej i ubrałam szorty, skarpetki za kolana, glany, koszulkę na ramiączka i skórzaną kurtkę. Byłam na miejscu jako pierwsza. Dojo zmienił się w wielkiego smoka. Wsiadłam na niego bez problemu, jeżdżę w końcu na motorze. Smok podał mi tą szarfę którą miałam wcześniej. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Każde z was musi mieć jakieś Wu. Oni mają swoje żywioły, ale twojego nie znamy, wątpię żebyś go chociaż miała.- a żebyś się nie zdziwił gadzie! Założyłam na głowę czapkę i spojrzałam na te guzdrały. Szybko wsiadły na smoka i polecieliśmy. Lekko się przestraszyłam i odruchowo chwyciłam się Klejta który siedział przede mną.
-Co jest?-zapytał zdziwiony.
-P...przepraszam...-puściłam go i powoli otworzyłam oczy. To było... niezwykłe. Lecieliśmy ponad chmurami, spojrzałam na puchate obłoki i wyciągnęłam do nich rękę.
-Niesamowite...-szepnęłam. Wszyscy się zaśmiali, ja ich kulturalnie olałam.
-Jesteśmy już blisko.- powiedział Dojo. Byliśmy w górach, w jedną z nich był wbity złoty sztylet. Koło niego był ten czerwonowłosy idiota.
-Jack Spicer, czego on znowu chce!?- warknęła Kimiko.
-Zapewne chce Shen-Gong-Wu...- odparł Rai, moja kuzyneczka spaliła go spojrzeniem. Chłopak już prawie trzymał w ręce, wstałam i skoczyłam, znowu dotknęłam przedmiotu w tym samym czasie co on, co to jakieś fatum czy co!?
-Liso wyzywam cię na pojedynek mistrzów!
-Oh błagam sam wiesz że skopie ci tyłek!- powiedziałam ze znudzoną miną.- Come Fucking on!
-Co?- jego oczy wyglądały jak dwa zera.
-To co słyszałeś... Dobra Yolo z tym pojedynkiem!- on i Wuya mieli rozdziawione usta.
-Ty mała! Dobra moja małpa buława kontra twoja trzecia ręka!- warknął.
-Okej, musimy przejść tor przeszkód. Zaczynamy...- powiedziałam.
-GON GI TAMPAI!- teren znowu się zmienił. Moi przyjaciele steli i patrzyli kibicując mi. Bez wahania zaczęłam biec. Pobiegłam i dotarłam do lin chwyciłam jedną i skoczyłam na drugą stronę.
-Małpie buława!- krzyknął Jack. Wiedziałam co to znaczy pobiegłam jeszcze szybciej i wskoczyłam na deskorolkę. Ta małpa mnie prześcignęła, o nie, co to co nie! Przyśpieszyłam i biegłam najszybciej jak mogłam. Byłam już na ostatkach sił, a Spice był już prawie na miejscu, gdy nagle się potknął i wypuścił buławę z rąk. To była moja szansa i jej nie straciłam, pobiegłam wykorzystując całą siłę jakom mam. Wyciągnęłam rękę i złapałam sztylet. Krajobraz wrócił do normy, a ja opadłam zmęczona trzymając w ręce Wu, Rai podbiegł i uchronił mnie przed bliskim spotkaniem z podłożem.
-Dzięki...-wydyszałam. Chłopak wziął mnie na ręce i wsadził na Dojo, po czym lekko do siebie przycisnął, żebym się nie zwaliła z Dojo jak on zacznie lecieć. Nie przeszkadzało mi to, no bo w końcu takie zlecenie ze smoka jak ten leci kilka kilometrów nad ziemią to tak troszkę może boleć. Zanim wzleciał w powietrze ujrzałam dziewczynę stojącą w cieniu drzew. Pomachała do mnie i zniknęła, a my ruszyliśmy...
Omi: Czemu w tym rozdziale jest tak mało mnie!?
Chase: Czemu nie ma mnie!? Zobaczysz zjadą cię za to!
Subaru:*warczy na księciulka*
Shadow: Miki tutaj robi się jeszcze większa psychoza niż była -,-
Tak, tak wiem moja wina T-T
Spacer: Co za wstyd, pokonała mnie dziewczyna.
Kimiko, Miki, Lisa i kilka innych: COŚ POWIEDZIAŁ!?
Spacer: O.O Help!!!!!*zwiewa*
Dziewczyny:*gonią go*
Chase: Co za głupi robal -.-
Shadow: Popieram... Dedykacja dla Will
"Jestem światłem rozumiejącym ciemność, lub ciemnością rozumiejącą światło, czy jest jakaś różnica?"
czwartek, 8 stycznia 2015
wtorek, 6 stycznia 2015
1.Shen--Gong-Wu i pojedynek.
Za co!? Za co!? Za co!? Warczałam w myślach. Popatrzyłam znowu na dziwny przedmiot, zadrżałam. Szybko chwyciłam telefon i wybrałam numer do osoby której szczerze nie lubię.
-Halo?-odezwał się po trzecim sygnale moja kuzynka Kimiko Tohomiko. Jęknęłam w myślach.
-Kimi to ja... Lisa.-burknęłam do aparatu.
-Lisa!? Jak miło ze dzwonisz, co u ciebie?-zapytała entuzjastycznie. Ten jej entuzjazm lekko działał mi na nerwy, ale w nosie z tym.
-Kimiko możemy się spotkać?- zapytałam poważnym tonem.
-Jasne, ale o co chodzi?-zmartwiła się, wnerwiało mnie to. Yhhh! Rozłączyłam się i poszłam do pokoju, wysłałam jej SMS-a że będę w jej klasztorze za pół godziny. Wpakowałam dziwny przedmiot do torby. Czemu dziwny? A to temu że jest dziwnym naszyjnikiem z wielkim, okrągłym, szmaragdem/diamentem czy czym tam. Zadzwoniłam do kuzynki bo kiedyś mówiła o czymś co wyglądało podobnie. Założyłam torbę na ramię, zamknęłam drzwi do domu i pobiegłam w stronę świątyni. Kimiko stała przed świątynią miała na sobie typowy dla uczniów świątyni strój. Przytuliłyśmy się, znaczy tak nie lubię jej bo ode mnie odeszła jak jej potrzebowałam, ale teraz zgodziła się mi pomóc.
-Choć, zaparzyłam niedawno herbaty. Mistrz Fung zgodził się żebyśmy sobie spokojnie pogadały, ale o co w ogóle chodzi?- wprowadziła mnie do pokoju, był śliczny. Niski stolik, poduszki na których się siedzi, kwiaty i podobne ozdoby. Usiadłam na jednej z poduszek i wyjęłam z niej to dziwne coś.- Skąd masz Shen-gong-wu!?
-Więc tak to się nazywa...-powiedziałam i patrzyłam na naszyjnik.
-To naszyjnik Banshe- odezwał się głos za nami, spojrzałam do tyłu, stała tam zielona jaszczurka, albo wąż...- potrafi ogłuszyć przeciwnika, dostawia się go do ust i mówi cokolwiek.
-Dla czego ten wąż gada?- wytrzeszczyłam oczy.
-Wąż!? Wypraszam sobie! Jestem smokiem!- moje serce podskoczyło do gardła.
-C...co?-pisnęłam przerażona.
-Dojo nie strasz mi kuzynki! Lisa mogę to wziąć?-zapytała pokazując na naszyjnik.
-Tak, nie chcę tego.-skrzywiłam się.
- A jak go znalazłaś zapytała jaszczurka, nie ważne co powie, jaszczur, to jaszczur!
-Byłam na polanie... znalazłam to tam...-powiedziałam i ziewnęłam.
-O kurcze! Już jest dwudziesta pierwsza!-powiedziała zdziwiona Kimiko. No pięknie! Do domu wrócę o dwudziestej drugiej!
-To ja się zbieram...- wstałam.
-Oszalałaś!? Zostajesz tutaj i koniec!- nie miałam nic do gadania. Poszłam za kuzynką, która zaprowadziła mnie go pokoju z matą, kocem i kufrem, zapewne był to typowy boks. Kimi pożyczyła mi piżamę i ubrania na jutro. Przebrałam się i poszłam spać.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Gdy wstałam następnego dnia zdziwiłam się rakiem widoku moich mebli, a potem sobie przypomniałam co się stało. Spojrzałam na miskę z wodą stojącą w boksie. Umyłam twarz i ubrałam bluzkę, miała krótką czarną koszulkę, a pod nią biała bluzkę na ramiączka, do tego czarne szorty i glany. Kochałam takie ubrania. Wyjęłam z torebki małe lusterko i przejrzałam się. Nie miałam na głowie szopy, chwała Bogu, a oczy nie były podkrążone. Wyszłam na zewnątrz i przeżyłam szok. Moja kuzynka i jej przyjaciele walczyli z jakimś gotem w makijażu miał czerwone włosy i czerwone oczy, do tego blady, pewnie farbowany albinos.... Dobiegał do jakiegoś zeszytu i ołówka. Mnisi też go pożądali. Pobiegłam żeby im pomóc, ja i chłopak dotkneliśmy przedmiotu w tym samym momencie.
-Kim jesteś?-zdziwił się. Kimiko podbiegła.
-To moja kuzynka i wyzywa cie na pojedynek mistrzów! Jej trzecia ręka kontra twoja trzy tonowa tunika!-powiedziała. "Pojedynek mistrzów"? Tłumaczyła mi co to... Okej... Mogę to dla niej zrobić, a niech ma.
-Przyjmujemy wyzwanie.-powiedziało dziwne coś. Fioletowa ektoplazma z maską... Zastanowiłam się co można zrobić i wpadło mi nagle do głowy gdy zobaczyłam piłką.
-Zagramy w siatkówkę, sztuki walki są dozwolone, kto pierwszy zdobędzie dziesięć punktów wygrywa.-powiedziałam, a Kimiko się uśmiechnęła.
-Dobrze, zaczynamy...-powiedział.
-POJEDYNEK MISTRZÓW!-krzyknęliśmy oboje. Krajobraz zmienił się w wielkie boisko do siatkówki. Na mojej tali była niebieska...szarfa? Dora nie ważne.
-Zaczynamy! GON GI TAMPAI!(nie zabijajcie za spolszczenie ;-;). Chłopak serwował, w życiu nie widziałam gorszego serwa, piłka w dodatku wylądowała na jego polu, automatycznie wbił mi się punkt. Zabrałam piłkę i zaserwowałam, nie odbił, tak wyglądał cały mecz. Gdy dobiłam do dziesięciu krajobraz wrócił do normy, a kuzynka i jej przyjaciele, a dokładniej Omi, Klejt i Raimundo, dobiegli do mnie i zaczęli się cieszyć.
-Jak się nazywasz?-zapytała ektoplazma.
-Lisa...-odrzekłam.
-Ja jestem Jack, co ty na to żebyśmy gdzieś się wybrali. Kimi spiorunowała go wzrokiem.
-W życiu bym się z tobą nie umuwiła...- przybiłam z kuzynką piątkę.
-Jestem Wuya... Liso przyłącz się do nas...- popatrzyłam na to coś jak na obrzydliwego robala.
-W życiu! A teraz won! Ten czerwonowłosy idiota psuje mi piękny widok!-warknęłam. Oboje uciekli.
- To było w stół!- powiedział Omi.
-Chyba miałeś na myśli "w dechę".- poprawił go Rai.
-Jeden kundel...
-Pies...- Brazylijczyk znowu go poprawił.
-To było świetne, jesteś skoczna jak pchła.- powiedział komboj. Nie wiedziałam czy to komplement czy obelga.
-Możesz nam oddać te Wu?-zapytał wielkogłowy.- Zostań tu i ucz się na mnicha- uśmiechnął się. Zdziwiłam się tą propozycją.
- Będziemy szczęśliwi jeśli zostaniesz- odezwał się ktoś po lewej stronie, spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam staruszek z czarną brodą, a jaszczurka siedziała na jego ramieniu.
-Więc...-powiedziałam po chwili.- Chętnie- uśmiechnęłam się.
~~~* góra koło świątyni*~~~
- A więc mnisi mają nowego członka drużyny?- Chase Yung głaskał tygrysa, a kilka innych dużych kotów typu: puma, lew, jaguar, zawarczało.- Nie ważne... To i tak nic nie zmienia, a może nawet będzie przydatna.-zaśmiał się wrednie książe ciemności patrząc na szatynkę o zielonych oczach. Odwrócił się i odszedł z typowym dla siebie uśmieszkiem. Nie wiedział jednak że za nim siedziała dziwna istota która głaskała białego tygrysa. Uśmiechnęła się i zniknęła.
No to jest pierwszy rozdział^^ Podoba się? Mam nadzieję że tak... Długie co nie? A to jest zdjęcie Lisy^^
Dedykacja dla Kashi^^
-Halo?-odezwał się po trzecim sygnale moja kuzynka Kimiko Tohomiko. Jęknęłam w myślach.
-Kimi to ja... Lisa.-burknęłam do aparatu.
-Lisa!? Jak miło ze dzwonisz, co u ciebie?-zapytała entuzjastycznie. Ten jej entuzjazm lekko działał mi na nerwy, ale w nosie z tym.
-Kimiko możemy się spotkać?- zapytałam poważnym tonem.
-Jasne, ale o co chodzi?-zmartwiła się, wnerwiało mnie to. Yhhh! Rozłączyłam się i poszłam do pokoju, wysłałam jej SMS-a że będę w jej klasztorze za pół godziny. Wpakowałam dziwny przedmiot do torby. Czemu dziwny? A to temu że jest dziwnym naszyjnikiem z wielkim, okrągłym, szmaragdem/diamentem czy czym tam. Zadzwoniłam do kuzynki bo kiedyś mówiła o czymś co wyglądało podobnie. Założyłam torbę na ramię, zamknęłam drzwi do domu i pobiegłam w stronę świątyni. Kimiko stała przed świątynią miała na sobie typowy dla uczniów świątyni strój. Przytuliłyśmy się, znaczy tak nie lubię jej bo ode mnie odeszła jak jej potrzebowałam, ale teraz zgodziła się mi pomóc.
-Choć, zaparzyłam niedawno herbaty. Mistrz Fung zgodził się żebyśmy sobie spokojnie pogadały, ale o co w ogóle chodzi?- wprowadziła mnie do pokoju, był śliczny. Niski stolik, poduszki na których się siedzi, kwiaty i podobne ozdoby. Usiadłam na jednej z poduszek i wyjęłam z niej to dziwne coś.- Skąd masz Shen-gong-wu!?
-Więc tak to się nazywa...-powiedziałam i patrzyłam na naszyjnik.
-To naszyjnik Banshe- odezwał się głos za nami, spojrzałam do tyłu, stała tam zielona jaszczurka, albo wąż...- potrafi ogłuszyć przeciwnika, dostawia się go do ust i mówi cokolwiek.
-Dla czego ten wąż gada?- wytrzeszczyłam oczy.
-Wąż!? Wypraszam sobie! Jestem smokiem!- moje serce podskoczyło do gardła.
-C...co?-pisnęłam przerażona.
-Dojo nie strasz mi kuzynki! Lisa mogę to wziąć?-zapytała pokazując na naszyjnik.
-Tak, nie chcę tego.-skrzywiłam się.
- A jak go znalazłaś zapytała jaszczurka, nie ważne co powie, jaszczur, to jaszczur!
-Byłam na polanie... znalazłam to tam...-powiedziałam i ziewnęłam.
-O kurcze! Już jest dwudziesta pierwsza!-powiedziała zdziwiona Kimiko. No pięknie! Do domu wrócę o dwudziestej drugiej!
-To ja się zbieram...- wstałam.
-Oszalałaś!? Zostajesz tutaj i koniec!- nie miałam nic do gadania. Poszłam za kuzynką, która zaprowadziła mnie go pokoju z matą, kocem i kufrem, zapewne był to typowy boks. Kimi pożyczyła mi piżamę i ubrania na jutro. Przebrałam się i poszłam spać.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Gdy wstałam następnego dnia zdziwiłam się rakiem widoku moich mebli, a potem sobie przypomniałam co się stało. Spojrzałam na miskę z wodą stojącą w boksie. Umyłam twarz i ubrałam bluzkę, miała krótką czarną koszulkę, a pod nią biała bluzkę na ramiączka, do tego czarne szorty i glany. Kochałam takie ubrania. Wyjęłam z torebki małe lusterko i przejrzałam się. Nie miałam na głowie szopy, chwała Bogu, a oczy nie były podkrążone. Wyszłam na zewnątrz i przeżyłam szok. Moja kuzynka i jej przyjaciele walczyli z jakimś gotem w makijażu miał czerwone włosy i czerwone oczy, do tego blady, pewnie farbowany albinos.... Dobiegał do jakiegoś zeszytu i ołówka. Mnisi też go pożądali. Pobiegłam żeby im pomóc, ja i chłopak dotkneliśmy przedmiotu w tym samym momencie.
-Kim jesteś?-zdziwił się. Kimiko podbiegła.
-To moja kuzynka i wyzywa cie na pojedynek mistrzów! Jej trzecia ręka kontra twoja trzy tonowa tunika!-powiedziała. "Pojedynek mistrzów"? Tłumaczyła mi co to... Okej... Mogę to dla niej zrobić, a niech ma.
-Przyjmujemy wyzwanie.-powiedziało dziwne coś. Fioletowa ektoplazma z maską... Zastanowiłam się co można zrobić i wpadło mi nagle do głowy gdy zobaczyłam piłką.
-Zagramy w siatkówkę, sztuki walki są dozwolone, kto pierwszy zdobędzie dziesięć punktów wygrywa.-powiedziałam, a Kimiko się uśmiechnęła.
-Dobrze, zaczynamy...-powiedział.
-POJEDYNEK MISTRZÓW!-krzyknęliśmy oboje. Krajobraz zmienił się w wielkie boisko do siatkówki. Na mojej tali była niebieska...szarfa? Dora nie ważne.
-Zaczynamy! GON GI TAMPAI!(nie zabijajcie za spolszczenie ;-;). Chłopak serwował, w życiu nie widziałam gorszego serwa, piłka w dodatku wylądowała na jego polu, automatycznie wbił mi się punkt. Zabrałam piłkę i zaserwowałam, nie odbił, tak wyglądał cały mecz. Gdy dobiłam do dziesięciu krajobraz wrócił do normy, a kuzynka i jej przyjaciele, a dokładniej Omi, Klejt i Raimundo, dobiegli do mnie i zaczęli się cieszyć.
-Jak się nazywasz?-zapytała ektoplazma.
-Lisa...-odrzekłam.
-Ja jestem Jack, co ty na to żebyśmy gdzieś się wybrali. Kimi spiorunowała go wzrokiem.
-W życiu bym się z tobą nie umuwiła...- przybiłam z kuzynką piątkę.
-Jestem Wuya... Liso przyłącz się do nas...- popatrzyłam na to coś jak na obrzydliwego robala.
-W życiu! A teraz won! Ten czerwonowłosy idiota psuje mi piękny widok!-warknęłam. Oboje uciekli.
- To było w stół!- powiedział Omi.
-Chyba miałeś na myśli "w dechę".- poprawił go Rai.
-Jeden kundel...
-Pies...- Brazylijczyk znowu go poprawił.
-To było świetne, jesteś skoczna jak pchła.- powiedział komboj. Nie wiedziałam czy to komplement czy obelga.
-Możesz nam oddać te Wu?-zapytał wielkogłowy.- Zostań tu i ucz się na mnicha- uśmiechnął się. Zdziwiłam się tą propozycją.
- Będziemy szczęśliwi jeśli zostaniesz- odezwał się ktoś po lewej stronie, spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam staruszek z czarną brodą, a jaszczurka siedziała na jego ramieniu.
-Więc...-powiedziałam po chwili.- Chętnie- uśmiechnęłam się.
~~~* góra koło świątyni*~~~
- A więc mnisi mają nowego członka drużyny?- Chase Yung głaskał tygrysa, a kilka innych dużych kotów typu: puma, lew, jaguar, zawarczało.- Nie ważne... To i tak nic nie zmienia, a może nawet będzie przydatna.-zaśmiał się wrednie książe ciemności patrząc na szatynkę o zielonych oczach. Odwrócił się i odszedł z typowym dla siebie uśmieszkiem. Nie wiedział jednak że za nim siedziała dziwna istota która głaskała białego tygrysa. Uśmiechnęła się i zniknęła.
No to jest pierwszy rozdział^^ Podoba się? Mam nadzieję że tak... Długie co nie? A to jest zdjęcie Lisy^^
Dedykacja dla Kashi^^
Subskrybuj:
Posty (Atom)