wtorek, 19 maja 2015

13- Na mieście

Odkąd spotkałam Shadowa nie mogłam przestać o nim myśleć... Dziwne, ale wydawało mi się że znam go dłużej niż tylko z tamtego spotkania. Moje dni właściwie były identyczne. Pobudka, śniadanie, trening, obiad, czas wolny, kolacja, bieganie, mycie się i spać.
Aktualnie biegam jak idiotka, przebiegłam już 14 kilometrów, i nadal mam zaiwaniać. Spektra siedziała wtulona plecami w wielkiego białego tygrysa. Max leżał obok i pilnował mojej wody którą pozostali mieszkańcy czasem zabierali. 15 kilometr, 16,17,18 jeszcze 2, 19 i 20. Zatrzymałam się przy Spektrze i upadłam. Wielki ogon tygrysa złagodził upadek, wtuliłam się w mięciutką sierść. Zamknęłam oczy i przytuliłam się mocno do zwierzęcia. Westchnęłam i powlokłam się do Maxa. Puma zmieniła się w chłopaka i podała mi wodę. Wypiłam ją jednym haustem. Czarnowłosy i ja szliśmy do pokoju. Wuya waliła w moje biedne drzwi. Podeszłam do niej, i odciągnęłam ją od drzwi.
-Czego ty chcesz? Co Ci te biedne, stare drewniane drzwi zrobiły?-zapytałam. Zawarczała, mamrotała coś pod nosem, wyjęła z rękawa jakiś list.
-Chase przysłał do ciebie list...-warknęła i wręczyła mi papeterię. Ładną z obrazkiem płaczącej wierzby. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Położyłam list obok siebie i westchnęłam. Znając życie będzie tam plan na trening... No ale trudno, żyje się raz. Otworzyłam kopertę. Treść była oficjalna, łaskawe pytania "jak się czuję" i tym podobne, oczywiście był plan treningowy, ale jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Ostatnie zdanie było jak by chciał mnie uspokoić i zapewnić że niedługo wrócę. Zdziwiłam się, ale wydawało mi się to bardziej śmieszne niż uspokajające. Upadłam rozbawiona na łóżko i patrzyłam tempo w sufit uśmiechając się delikatnie.
-Co masz taki zaciesz na twarzy?- zapytał Max.
-Nic... A co?-spojrzałam na niego. Było już za późno. Zmienił się w pumę. Wstałam i poszłam się umyć. Teraz miałam iść na kolację, ale nie miałam apetytu, ostatnio w ogóle prawie nic nie jem... Ubrałam się w za dużą bluzkę, eh... muszę przytyć i w spodnie, pasek zapięłam na przed ostatnią dziurkę.
-Koniec idę przytyć!-zawarczałam i wzięłam torbę po czym poszłam do wyjścia. Kopnęłam je i przeszłam po kamiennych drzwiach, wydobył się spod nich jęk. Był to Spicer, wywróciłam oczami i podeszłam do drogi i wyjęłam mały motor, postawiłam go na ziemi i wyjęłam z torby pałeczki przemiany.
-Pałeczki przemiany!-dotknęłam nimi motor a ten natychmiast urósł do normalnego rozmiaru.
-Czekaj!-samozwańczy geniusz zła podbiegł do mnie.
-Czego?-warknęłam. Patrzyłam na niego zimno, aż zaczął się trząść.
-Co się stało że przegapiliście aż sześć Shen gong wu?
-Nie interesują nas, poza tym Chase wyjechał więc nie możemy nic zrobić.-wsiadłam na motor. Odpaliłam maszynę i ruszyłam. Zatrzymałam się dopiero w mieście. Zsiadłam z maszyny i weszłam do cukierni zamawiając mnóstwo tuczących rzeczy. Zaczęłam jeść, ale oczywiście jak na złość mnisi ścigają jakieś wu, na litość pietruszki, czy im się w życiu nuci, co za mana... Skończyłam jeść, zapłaciłam i wyszłam. Wsiadłam na motor i chciałam odjechać ale na mojej kierownicy. Wyglądało jak mały kwiatek. Zdziwiona wpakowałam to do torby i odjechałam. Dotarłam z powrotem do zamku. Zmniejszyłam motor, schowałam do torby i poszłam do siebie. Umyłam się i poszłam spać nie zdając sobie sprawy co mam w torebce.